wtorek, 9 czerwca 2015

Hmmmm
Zacznę tak:) Czy ktokolwiek jeszcze pamięta szaloną Katulę i jej bloga katulowisko?
Nie sądzę:)
ale mimio to pozwolę sobie w ramach reaktywacji i powrotu Katuli nawiązywać do przeszłości niemalże prehistorycznej. Wszak wiele czasu mineło i lat Katuli przybyło.

Zatem witam nowych sympatyków (daj Boże) i starych (też daj Boże).

Mam zamiar, a jakże wstawiać obrazki z życia Katuli.... Wszak sprzęt mam a i pasje do utrwalania może uda się obudzić.

Zapraszam zatem na wspólne z Katulą
Zastanawiałam się jak zdecydowanie straszą katula powinna się teraz nazywać, no ale pierwowzór Katuli z "Przygód Człowieka Myślącego" Marii Dąbrowskiej tez miał sowje lata, niech więc zostanie Katula

Odcinek pierwszy:)
Z czasem numeracja może się pogubić, ale niech póki co będzie tak:)

Po latach proszenia Bwana ściągnął mi rower ze strychu i wczoraj ruszyłam w pierwszą rowerową podroż, aczkolwiek nie za daleką:) ot tak w zasięgu wzroku:) 
Postanowiłam bowiem ruszyć na zbiory:)  Wszak to pora kwitnienia czarnego bzu, który zachwyca swoimi cudnej urody kwiatkami i zapachem:) przynajmniej mnie.... A oprócz zapachu i urody hyćka zasługuje na uznanie ze względu na swoją wytrzymałość i odporność. Z resztą zachwyty te podzielają mszyce i mrówki, choć zważywszy na fakt, iż to te drugie na hyćce hodują te pierwsze to może jednak mrówki przede wszystkim podziwają i deceniają jej walory. Myślę, że smakowe.
Dokładnie tak jak ja, bo zapijam się herbatą z kwiatów, sokami i syropami i nappojami, które w swoim składzie mają czarny bez. Napoje genialne w smaku robią Niemcy i tam jak bywamy to oddaję czystej hyćkowej rozpuście:)

No więc ruszyłam uzbrojona w koszyk, lniana torbę i sekator i dotarłam do miejsca, gdzie krzaki bzu są w miarę czyste bo z dala od rodi, samochodów i spalin.
Zabrałam się ochoczo za cięcie i............ poczułam jak mnie coś w pupę źre:) Rozejrzawszy się wokoło przystąpiłam do akcji sprawdzenie co i za co i co się okazało?:) że to mrówki:) wielkie i dostojne:) i tylko pomyślałam, że nie jestem jak Telimena, bo żaden Tadeusz na ratunek mi się nie rzucił.
Sprawdziłam dlaczego zostalam dopadnięta i okazało się, że po prostu wlazłam w wielkie mrowisko:)

No i ciełam pamiętając o tym, żeby żadnemu krzewowi krzywdy nie zrobić czyli cięłam po trosze z każdego krzewu i taka refleksja mnie napadła, że kiedyś Katula owszem chodziła po okolicy ciąć rożne chabezie, a i owszem do suszenia, ale na suche bukiety:) Po latachwyruszylam na zbiory z innym przeznaczeniem, a mianowicie na herbatki zdrowotne:)
No cóż czas ma swoje prawa, a czym człowiek starszy tym więcej ziółek zażywa:0
A czarny bez polecam....

 Choć nie obyło się bez sytuacji a oto takiej, że po zaparzeniu herbaty Bwana pyta co tak smiedzi:) Tu musiał byc kot i zrobił siku:))))))))))))))))

No jak uruchomiłam po zbiorach urządzenia do suszenia, tez się nasłuchac musiałam, że smierdzi:)
N pachniało intensywnie, ale wynik eskpady jest taki, że dzisiaj zmagazynuję całe mnsótwo tego bialego cudeńka....
Eskapadę powtórzę i teraz i jesienia, jak bezowe owoce dojrzeją i wtedy dla odmiany zrobię sobie soków.................
 Tyle, że dzisiaj wreszcie upragniony deszcz pada i na kolejną wyprawę trzeba będzie poczekać. Ale ie pada, bo susza okrutnie już dawala się we znaki roślinkom w katulowym ogrodzie, sadziku i okolicy.
To tyle:)
Do następnego rychłego spotkania